Emerytury rolnicze

Drukuj
Nie tu rząd zgubił pieniądze
Począwszy od 1990 roku, ilekroć którykolwiek polski rząd miał dotąd kłopoty z tzw. dopięciem budżetu, tłumaczył to koniecznością ponoszenia ogromnych wydatków na emerytury i renty rolnicze. Z łamów prasy, z radiowych audycji, z telewizyjnych programów mieszkańcy miast po raz kolejny dowiadywali się wówczas, że ich ciężko zapracowane pieniądze idą m.in. na „fundowanie" świadczeń socjalnych tym, których poletka albo nigdy nie były i nie są źródłem utrzymania ich właścicieli, bo są oni taksówkarzami, portierami, fryzjerami, woźnymi czy kimś tam jeszcze, albo są one nie mniejsze od włości jakie posiadał niegdyś ordynat Michorowski.
Tymczasem i jedni i drudzy płacą tak samo śmiesznie niskie składki na swoje późniejsze emerytury, które zresztą, ale tym razem już „słusznie", również są śmiesznie małe. W dodatku prowadząca „marnotrawną" Wspólną Politykę Rolną Unia Europejska wypłaca tym „rzekomym" rolnikom idące w tysiące, a niekiedy nawet w miliony złotych dopłaty bezpośrednie.
Głównym powodem przekonania o szczególnym uprzywilejowaniu ludności rolniczej jest brak elementarnej wiedzy o poziomie ich życia jak i o zasadach funkcjonowania rolniczego ubezpieczenia społecznego. Otóż mimo unijnych form wsparcia dla rolnictwa dochody zatrudnionych w tej gałęzi gospodarki są nadal znacznie niższe. M.in. dlatego, że główny ciężar tego, iż w latach 1990-2007 wydatki ludności na żywność zmniejszyły się w Polsce z 55 do 27 proc., ponieśli w pierwszym rzędzie rolnicy. Także tylko dzięki rolnictwu udało się zażegnać kryzys wywołany masowym bezrobociem na początku lat 90-tych.Gdyż z zakładów pracy w pierwszym rzędzie zwalniano wówczas tzw. dwuzawodowców, czyli chłopów-robotników.
Dowodem niższych niż kiedyś dochodów rolników jest też ich obecna siła nabywcza, która uniemożliwia w zasadzie inwestowanie w rozwój gospodarstw o powierzchni mniejszej niż 20 ha. W każdym razie środki na zakup ciągnika czy na modernizację obory trudno dziś zgromadzić z pracy na roli w gospodarstwie mniejszym. I zachodzące w rolnictwie zmiany są najlepszym na to dowodem. W pierwszym rzędzie rośnie obecnie liczba gospodarstw największych (o powierzchni ponad 20-30 ha), utrzymuje się również liczba gospodarstw najmniejszych (o powierzchni od 1 do 5 ha), w których jednak to nie rolnictwo jest głównym źródłem utrzymania.
Zabawa w liczby
W budżecie na 2008 rok dotacja z budżetu na Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego wyniesie 15,7 mld zł. Część przyszłych emerytur i rent fundują sobie sami rolnicy w postaci składek. Przy obecnej ich wysokości (258 zł na kwartał) oraz przy obecnej liczbie płacących składki na KRUS (1 615 tys. osób) daje to nieco ponad 1,6 mld zł. Razem jest to więc ponad 17,3 mld zł. Tymczasem przy obecnej liczbie wypłacanych rolnikom świadczeń emerytalno-rentowych (1 586 tys.) oraz przy średniej wysokości tych świadczeń (691,94 zł miesięcznie brutto) daje to w sumie 13,170 mld zł. Gdzie zatem podziewa się około 4 mld zł? I tu należy się wyjaśnienie: otóż nie cała budżetowa dotacja do KRUS idzie w całości na emerytury i renty rolników, gdyż KRUS realizuje także inne zlecone jej zadania. M.in. wypłaca tzw. renty strukturalne, dodatki kombatanckie, ryczałty energetyczne, świadczenia pieniężne dla osób deportowanych do pracy przymusowej oraz osadzonych w obozach pracy w III Rzeszy i w ZSRR, i wiele, wiele innych. W sumie przeznaczy na to 2,9 mld zł. Na rolnicze emerytury i renty zostaje w tej sytuacji tylko 12,8 mld zł. Od tej sumy należy jeszcze odjąć wypłacane przez KRUS świadczenia na tzw. dożywocia, należne tym rolnikom, którzy przed 1990 rokiem przekazali swoje grunty na Skarb Państwa. A jest to w sumie 1,4 mld zł. Warto przy tym zauważyć, że z kwoty dotacji do wypłacanych przez KRUS emerytur i rent około 0,8 mld zł wróci do budżetu w postaci podatku dochodowego.
W rezultacie z ogólnej kwoty dotacji na KRUS na renty i emerytury rolnicze przeznaczone zostanie tylko 10,7 mld zł, czyli 67 proc. całości dotacji. To także jest suma niemała, zwłaszcza w zestawieniu z udziałem samych rolników w finansowaniu należnych im świadczeń, jednak w całości wydatków z budżetu państwa jej udział jest coraz mniejszy. W 1998 r. na rolnicze emerytury i renty przeznaczano 10,16 proc. wydatków budżetu, w tym roku już tylko 5,09 proc. Jednocześnie udział rolników w finansowaniu Funduszu Emerytalno-Rentowego stale wzrasta. W 2007 roku było to już 10,4 proc. (jeśli pominie się świadczenia wypłacane za przekazanie gospodarstwa na Skarb Państwa).
Z wydatkami na KRUS często porównuje się wydatki na ZUS, które wynoszą 24 mld zł, ale dobrze jest wiedzieć, że w przypadku KRUS liczba świadczeniobiorców jest mniej więcej równa liczbie ubezpieczonych, podczas gdy w systemach pozarolniczych liczba ubezpieczonych, czyli płacących składki jest dwukrotnie wyższa od liczby tych, którzy emerytury i renty otrzymują.
Prawda, że w ZUS są to wydatki przypadające na 13 mln, a w przypadku KRUS tylko na 1,6 mln osób, ale konieczność stworzenia odrębnego systemu emerytalnego dla rolników dostrzeżono nie tylko w Polsce. Mają podobne systemy takie kraje jak Francja i Niemcy, Austria, Grecja i Finlandia, a nawet Luksemburg. I w każdym z tych krajów udział państwa w finansowaniu rolniczych rent i emerytur jest duży. W Austrii i Finlandii wynosi on 75 proc., a w bogatym Luksemburgu nawet 91,6 proc.
Gdzie szukać pieniędzy?
Wiadomo, tam gdzie się je „posiało". Ale szukanie ich przede wszystkim w oszczędnościach na KRUS jest gmeraniem nie tam, gdzie się je zgubiło, liczy się jednak na ich znalezienie dlatego, że akurat tu jest w miarę jasno. Bo nie ulega wątpliwości, że system KRUS jest niedoskonały i wymaga modyfikacji, które zresztą niejednokrotnie były już podejmowane. I na ogół próby poprawienia systemu szły w dobrym kierunku, tyle, że były naskórkowe i brakowało konsekwencji w ich wdrażaniu.
System ubezpieczenia społecznego rolników trzeba w pierwszym rzędzie uszczelnić – to był najczęstszy postulat podatników. Jeśli już trzeba tak dużo dopłacać do rolniczych rent i emerytur, to niech otrzymują je tylko „prawdziwi" rolnicy. Niestety, nie ma i nadal brakuje definicji „prawdziwego" rolnika. Czy jest to człowiek, który ma minimum 1 ha użytków rolnych, ale w ogóle nie produkuje żywności albo produkuje ją głównie dla własnej rodziny (a takich „rolników"jest w Polsce większość spośród około 1,8 mln gospodarstw rolnych)? Czy taki, którego za rolnika uznała Unia Europejska godząc się na wypłacanie mu dopłat bezpośrednich, a takich z kolei jest w Polsce ponad 1,5 mln? Czy pójść jeszcze dalej i za rolnika uważać tylko tego, który co najmniej połowę swoich dochodów osiąga z pracy na roli? Ale ilu jest w Polsce takich rolników, tego nie wie nawet Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, nie mówiąc już o tym, że nie ma takiej wiedzy także w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Zdaniem niektórych ekonomistów, więcej niż połowę ogólnych dochodów z rolnictwa uzyskuje się w około pół milionie gospodarstw rolnych, z których kolejna połowa osiąga przy tym dochody parytetowe (co najmniej takie jakie uzyskują zatrudnieni w innych działach gospodarki).
Tylko kto w obecnej sytuacji wsi zdecyduje się na podjecie decyzji o zostawieniu w systemie KRUS tylko czwartej części rolników? Otóż prawda jest obecnie taka, że mimo wypłacanych rolnikom dopłat bezpośrednich, w wielu wiejskich zagrodach największym realnym dochodem jest emerytura lub renta jednego z domowników. Odebranie teraz prawa do niej dlatego, że rolnik produkuje żywność tylko dla swojej rodziny byłoby, po prostu, nieludzkie.
Inną kwestią jest sprawa zróżnicowania składek emerytalnych rolników w zależności od dochodów gospodarstwa. Na razie postulat ten pozostaje zresztą w sferze mrzonek, jako że zdecydowana większość gospodarstw nie prowadzi rachunkowości rolnej. W tej sytuacji wysokość składki musiałaby zależeć od łatwej do ustalenia, ale nie zawsze proporcjonalnej do osiąganych dochodów powierzchni gospodarstwa.
Dr Lech Goraj z IERiGŻ obliczył, że gdyby składkę emerytalną rolników podnieść o 100 proc., wówczas procentowy udział gospodarstw tzw. parytetowych prawie nie uległby zmianie. Ale dla pozostałej rzeszy, czyli dla 90 proc. gospodarstw już obecna składka jest tak dużym obciążeniem (prawie w połowie gospodarstw rolnych stanowi ona 30 proc. dochodu rolnika), że podnoszenie jej jest, po prostu, niemożliwe. Bo ile jest w Polsce gospodarstw parytetowych? Ano, nie więcej jak 10-15 proc. Warto przy tym pamiętać, że rolnikom, którzy będą płacili wyższe składki emerytalne trzeba będzie w przyszłości wypłacać także wyższe emerytury. Możliwości zaoszczędzenia wydatków na KRUS są w tej sytuacji naprawdę niewielkie.
Podsumowując: na obecnym etapie rozwoju rolnictwa i wsi utrzymanie odrębnego systemu świadczeń dla rolników jest koniecznością. System ten można i należy modyfikować, nie wolno jednak łudzić się, że budżet państwa zaoszczędzi na tym szczególnie dużo. Możliwość istotnego zmniejszenia wydatków państwa na emerytury i renty dla rolników powstanie dopiero po zrównaniu dopłat bezpośrednich dla rolników w Polsce z innymi krajami UE oraz po znacznym zmniejszeniu liczby zatrudnionych w rolnictwie. Na razie jest to około 16 proc. ogólnych zasobów siły roboczej w państwie, ale przecież emerytury i renty pobierają obecnie ci rolnicy, których okres największej aktywności przypadał na lata, kiedy w polskim rolnictwie pracowało ponad 30 proc. ogółu zatrudnionych.

Edmund Szot