Między Pacanowem a Bałtowem

Drukuj

2015 11 3a

Był chyba rok 2000, kiedy wraz ze Stowarzyszeniem Mediów Polskich podczas wizyty studyjnej na Opolszczyźnie znalazłam się w cementowni, której zarząd chciał się pochwalić dziennikarzom proekologicznymi inwestycjami. Dzięki nim miało mniej pylić. Przy okazji zawieziono nas do pobliskiego Krasiejowa, bo tam znajdowały się olbrzymie pokłady iłu używanego do produkcji cementu.


Niczego przedtem o tej wsi nie słyszałam, dopiero miała się stać sławna i bogata, i to dzięki dinozaurom, a nie cementowni. Chciałam się spotkać z tamtejszym sołtysem. Ale zamiast niego wyszedł mi naprzeciw członek rady sołeckiej. Młody mężczyzna prowadząc mnie do biura rady sołeckiej mieszczącej się w starym ceglanym budynku, na którym znajdował się niedawno umieszczony szyld z wygrawerowanym dinozaurem, opowiedział osobliwą historię. A mianowicie wędrując wzdłuż brzegów rozległego wyrobiska po wydobytym ile, zobaczył tkwiące w jego bokach skamieniałe dziwne kości. Pomyślał, że mogą to być pozostałości jakichś zwierząt wymarłych w minionych erach. Podekscytowany zawiadomił o odkryciu radę swojej gminy Ozimek, ale ta nie wyraziła zainteresowania. – Wyśmiano mnie, usłyszałem nawet zjadliwy komentarz, że pomyliły mi się kości krowy z kośćmi dinozaurów – opowiadał. Na szczęście znaleziskiem zainteresowała się sąsiednia gmina, na terenie której też znajdowały się pokłady iłu i wyrobiska po jego wydobyciu. I wkrótce do Krasiejowa trafiła ekipa prof. Dzika. A niedługo potem publikacje paleontologów o znaleziskach w tej wsi zaintrygowały cały świat naukowy i okazały się medialną sensacją.
Wróciłam do Warszawy i o Krasiejowie zapomniałam, do dnia, w którym polską prasę obiegły informacje, że w Pałacu Kultury i Nauki została zorganizowana wystawa krasiejowskich dinozaurów. Wkrótce gdzieś przeczytałam, że ich rekonstrukcje na stałe znalazły się w Muzeum Ewolucji PAN w Warszawie. A jeszcze później dowiedziałam się , że w Bałtowie w woj. świętokrzyskim powstał JuraPark, atrakcja dla dzieci zafascynowanych dinozaurami.
Na tegoroczne wakacje przywiozłam do Polski pięcioletniego wnuka Janka z Kanady, aby poduczyć go trochę języka polskiego. Trzeba mu było uatrakcyjnić ten czas, więc zaplanowałam wycieczki do JuraParku w Bałtowie i do Pacanowa.
Najpierw zawiozłam chłopca do Pacanowa razem z jego rówieśnikiem – też Jankiem, spod Grodziska Mazowieckiego. Bo mój wnuczek bardzo chciał zobaczyć miejsce, do którego – według bajki Kornela Makuszyńskiego czytanej mu w Kanadzie do poduszki – wędrował ukochany Koziołek Matołek. A z maskotką ulubieńca przywiezioną z Polski zasypiał każdej nocy i słowo „koza” było jednym z pierwszych wypowiedzianych przez niego po polsku.
Już w kwietniu przezornie zarezerwowałam przez Internet bilety wstępu do Centrum Bajki im. Koziołka Matołka i na przedstawienie teatralne z kukiełkami. I dobrze zrobiłam, bo bez rezerwacji nie byłoby szans na zabawę dzieci z wirtualnymi smokami ani podróż bajkowym pociągiem przez fascynujący podziemny, podwodny i kosmiczny świat bajek. Nie doszłoby też do skutku ich uczestnictwo w spektaklu teatralnym: a mogły nie tylko obejrzeć sceny ze starej dziwnej bajki o Krawczyku Dratewce, ale i wziąć kukiełki swojej wielkości w ręce i prowadzić je po scenie.
Samo Centrum zbudowane na kształt babek z piasku, tylko w metalicznym a nie piaskowym kolorze, mieści bibliotekę z czytelnią i księgarnią, sale: warsztatowe i kinową oraz teatralną. Jest tu więc dużo miejsca nie tylko na standardowe wizyty po wykupieniu biletów, ale i na liczne imprezy, dzięki czemu Pacanów staje się od niedawna prawdziwym, a nie tylko z nazwy, europejskim centrum bajki. Nasze dzieci bawiły się też w otaczającym go ogrodzie, gdzie zobaczyły rzeźby Baby Jagi i Kota w butach oraz spotkały żywego Koziołka Matołka i Kowala z młotkiem do podkuwania kóz. A w te postaci – dowiedzieliśmy się u źródła - wcielają się codziennie mieszkańcy Pacanowa i jest to dla nich źródło zarobku. Zatrudnienie w Centrum jest źródłem zarobku dla wielu innych mieszkańców. Obok np. usadowił się właściciel obleganej przez dzieci dmuchanej zjeżdżalni i gokartów. Korzystają także właściciele i pracownicy powstałych w ostatnich kilku latach restauracji i hoteli (bo Centrum działa dopiero od 2010 r.). A domyślam się, że i okoliczni rolnicy dostarczający do kuchni hotelowych i restauracyjnych swoje płody rolne!
Mimo męczącej podróży wizyta w Pacanowie okazała się strzałem w dziesiątkę. Tyle dostarczyła dzieciom wrażeń, że mój wnuczek wracał po kilkugodzinnym pobycie podekscytowany i chyba z powodu bariery językowej dał upust emocjom śpiewając na głos po angielsku całą drogę powrotną ulubione piosenki, których nauczył się w swojej kanadyjskiej szkole.
Potem pojechaliśmy w tym samym składzie na całe dwa dni do Bałtowa. Tam nie trzeba było rezerwować biletów, ale przezornie zarezerwowałam nocleg w jednym z kilku urokliwych domków-hoteli na terenie JuraParku. Przezornie, bo po szaleństwach pierwszego dnia nie byłoby chyba sił na szukanie, nawet w pobliżu, miejsc noclegowych. A Bałtów tego pierwszego dnia ukazał mi się jako wielgaśne centrum rozrywki dla dzieci, służące do wyciskania z rodziców i opiekunów pieniędzy na atrakcje tego typu jak: dmuchane zjeżdżalnie, wszelkiego rodzaju kolejki nadziemne i naziemne, gokarty, karuzele, eurobungy, baseny z kulkami itp. itd. Najbardziej dała mi się we znaki kilkakrotna, szalona jazda wraz z wnukiem na rollercoasterze, odwrotnie niż Jankowi, który czerpał z niej tylko uciechę wraz ze wzrostem poziomu adrenaliny na gwałtownym spadkach i zakrętach. Tego dnia uczestniczyliśmy też w wycieczce szkolnym amerykańskim busem po tzw. Górnym Zwierzyńcu, który zajmuje ponad 40 hektarów. Nie wychodząc z pojazdu oglądaliśmy egzotyczne zwierzęta żyjące na otwartej przestrzeni, począwszy od samicy strusia wysiadującej jaja, skończywszy na żubrach, wielbłądach, jeleniach, antylopach. Obiad zjedliśmy w nowo wybudowanej na terenie bałtowskiego kompleksu turystycznego restauracji z wypasionym placem zabaw pod dachem, którego chłopcy za nic nie chcieli opuścić. A w tamtejszym centrum informacji dowiedziałam się z dołączonej do biletu ulotki, że Bałtów ma swoje odpowiedniki właśnie w Krasiejowie i jeszcze w Aleksandrowie Kujawskim.
Ale drugiego dnia pobytu w Bałtowie zmieniłam optykę po wizycie w parku jurajskim, w którym na 3,5 hektarach obejrzeliśmy ponad 100 modeli dinozaurów, wszystkie naturalnej wielkości i zrekonstruowane z wielką dbałością o szczegóły pod okiem paleontologów. Do zmiany mojego nastawienia przyczyniły się też emocje doznane w prehistorycznym oceanarium, gdzie miało się wrażenie spotkania z żywymi stworzeniami zamieszkującymi oceany miliony lat temu. Druga odsłona Parku Jurajskiego w Bałtowie – to imponujący kompleks dydaktyczny, dzięki któremu zarówno dzieci, młodzież jak i dorośli, którzy go odwiedzą będą mieć pojęcie jak kiedyś wyglądało życie na naszej planecie, mogą zdobyć wiedzę na ten temat, rozwinąć swoje pasje. Dorośli zaś mogą ciekawie i poznawczo spędzić czas z dziećmi, wnukami.
To samo dotyczy zresztą wizyty w Pacanowie; bez emfazy można zaryzykować stwierdzenie, że tamtejsze Centrum Bajki uczy dzieci wrażliwości, rozwija wyobraźnię, tak jak i bałtowski JuraPark.
Ale może to być pouczająca wycieczka także dla samorządowców. Bo przecież i Pacanów i Bałtów (i także Krasiejów) jeszcze niedawno niczym się nie wyróżniały. A Bałtów i Krasiejów nie były w ogóle znane w Polsce. Ludzie tam klepali biedę, a samorząd dzielił tę biedę nie dostrzegając chyba perspektyw rozwoju. Dopiero inicjatywa innych osób – w przypadku Pacanowa byłego już ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego i Adama Jarubasa marszałka województwa świętokrzyskiego – uaktywniła mieszkańców i dodała skrzydeł do kolejnych działań miejscowemu samorządowi. W przypadku Krasiejowa wyobraźnia jednego z mieszkańców oraz konsekwentne działania naukowców i entuzjastów uaktywniły również uśpione przedtem pokłady inwencji i aktywności lokalnej społeczności. To one dały asumpt do powstania stowarzyszenia Delta, to dzięki nim obecnie nasi paleontolodzy przodują w badaniach i poszukiwaniach skamieniałości dinozaurów na całym świecie.

2015 11 3b

2015 11 3c

 


Joanna Iwanicka
Fot. M. Winiarska